Gdy na świecie nie wiadomo co się wydarzy. Jak potoczą się losy nasze i naszych planów. Nadchodzi dzień, dzień na wypoczynek.
Obieram cel- szperając i kombinując niesamowicie. Ustalam daty, klikam. Zaklepane. Pozostało już tylko wytrzymać w cierpliwości do zbliżającego się terminu.
Jest! Jest i on!
Szybkie pakowanie, tankowanie, pielęgnacja najlepszymi środkami na myjni samoobsługowej i... Można ruszać. Bagażnik pełny.

Kilka godzin minęło, jestem.
Hotel zaliczony, mapa przejrzana, szybko coś zjeść. A po posiłku pełen energii mogę ruszać na poznawanie. Piasek, woda, kamyki- są! Tak to morze. Te nasze lokalne bez wielkich fascynacji.
Plan?
Dość prosty, przy okazji odrywania się od codzienności złapać kilka ujęć. Ujęć pisanych przez życie, bez większego planu. Choć będąc nad morzem, czyż nie w planach każdego jest zachód słońca?



Po udanym widowisku, towarzysze podziwiania rozchodzą się w dal. Ja dalej kontempluję już zanikające purpurowe niebo. Relaksując się dźwiękami fal rozbijających się o falochron.




Kolejny dzień
Zapada decyzja o wędrówce, do miejsca którego jak się okazało nie ma. Ale był! Nosz jak na mą pamięć w google maps pojawiła się wzmianka. Cel został obrany i poszedłem.
Pełna przygód droga doprowadziła do wyznaczonego w odmętach map celu. A tam? Czarna flaga zwiastująca koniec podróży oraz one. Kamienie.


