Przeczytanie zajmie 3 minuty.
18:00 pobudka

Wstaję, myję zęby, zaglądam do lodówki. Dalej za okno. Tam powoli zaczyna kreślić się piękny zachód słońca. Tym razem nie będzie to przegapiony widok dnia codziennego. Będzie to przegapiony widok w trasie.

Całość zaczyna się w okolicach 23. Powoli, ślamazarnie pakuję plecak. Z pełną gracją i sztuką zegarmistrza zapominam części sprzętu - o którym to przypomnę sobie później. Napełniam bukłaki. W drogę!

Czarną, ciemną, mieniącą się błyskami lamp mijających miast.
Koła toczą się po asfalcie, znikają kolejne kilometry.
Jestem na miejscu.

Wysiadam z auta, pełen radości i ciepła zabranego z metropolii. Gdy nagle, ni stąd ni zowąd, dopada mnie zimno. Szybkie spojrzenie do plecaka i już wiem. Moja nieoceniona pasja do zapominania dała znać o sobie. Ubieram to co znalazłem i ruszamy.

Ciemny las, światła brak, krok za krokiem coraz dalej.
Szlak postępuje, zostawiając za sobą wszystko co ludzkie. Mija godzina, dalej dwie i nagle spotykasz kogoś jak ty, nocnego marka który nie spodziewał się nikogo na szlaku.

Cześć!
Cześć :)

Rozchodzimy się, każdy w swoją stronę. Mija kolejna godzina (a może dwie? choć kto to liczy), tępo dobre, rozmowa się klei. Dojdę! W końcu... Zakręt, decyzja, pudło. Doliczasz do trasy podwójne kroki!

Nastaje powoli ranek, świat odkrywa swoje karty, pokazuje piękno lasu i otoczenia. Idę dalej, łapiąc nieśmiało kolejne kadry. Niezbyt dokładne, zaszumione. Będące pamiątką notatnika.  

Cel coraz bliżej, zakręt, prosta. Jestem.

Tu precyzja zegarmistrza znów dała znać. Otwieram plecak, a tam ciepła brak. Mimo wszystko na spokojnie znajduję miejsce. Rozkładam się... i niech magia pokaże swoje oblicze.

Fragment czasu później, powoli zaczynam podróż powrotną. Do łoża, w którym grawitacja zatrzyma mnie na dłużej. Wynagradzając bonusowe kroki snem.

A to wszystko co spotkane i przeżyte będzie niewidoczne dla innych. Bo każdy kadr niesie historię, która odtwarza się w głowie.